niedziela, 20 marca 2016

Tydzien drugi w Ekwadorze

„Ludzie, którzy wciąż zdobywają szczyty to ci, którzy posiadają wizję zanim jeszcze nagroda jest wygrana. Widzą zwycięstwo wcześniej niż ktokolwiek inny.”
John C. Maxwell

Za nami juz pierwszy tydzien, kolej zatem na nastepny. Na poczatku sadzilam, ze mi sie bedzie nieco dluzylo. Jak juz wspominalam byl on bardziej planowany pod katem moje polowki i jego wejscia na Chimborazo (6310 m npm.). Co to dla mnie znaczylo? Dojscie do obozu bazowego i zaciskanie kciukow, by wyprawa sie powiodla. Jednak nie sposob sie nudzic, czy narzekac, jesli sie jest w tak cudnych okolicach.

W ramach aklimatazacji w celu zwiekszenia szans na wejscie na szczyt pojechalismy 25.01 w rejony Cayambe (5796 m npm.). Jest to wulkan polozony jakies 60 kilometrow od Quito.

Patrz. Widac szczyt.
  (c)Kataleja

Po przyjezdzie do schroniska wybralismy sie na krotki spacer po okolicy i podeszlismy pod lodowiec. Pogoda byla perfekcyjna i wszystko wskazywalo na to, ze powinno sie udac wejscie na szczyt.

Patrzac na zdjecie ponizej mozecie sobie przynajmniej po czesci wyobrazic jak cudowne jest to miejsce. Robi to niezapomniane wrazenie.

Cayambe.
  (c)Kataleja

Lodowiec.
  (c)Kataleja

Po kolacji gorolaziki, ktorzy szykowali sie na wejscie, poszli spac, albo przynajmniej polezec w ciszy i spokoju, nabierajac sil na to co przed nimi. Ja w tym czasie czytalam sobie co nieco i w koncu usnelam. Obudzilo mnie w nocy szykowanie sie ludzi do wyjscia, by po krotkiej chwili uslyszec zatrzaskiwane drzwi. Dobrze, ze zdazylam wszystkim szczescia pozyczyc. I tak, kiedy ja sobie slodko spalam, smialkowie wdrapywali sie na lodowiec.

Rano po sniadaniu, by jakos czas oczekiwania skrocic pochodzilam sobie po okolicy, wypatrujac co jakis czas czy widac juz schodzacych ludzi.

Tej nocy wszystkim udalo sie wejsc...

Kolejny dzien w Quito i 28.01 ruszylismy w kierunku Chimborazo (6310 m npm.). Z ciekawostek warto wspomniec, ze kiedys sadzona, iz jest to najwyzsza gora na ziemi, a zwiazane jest to z tym, iz jej szczyt jest najdalej oddalonym miejscem od srodka ziemi.

Po przyjezdzie  czekalo na nas swiezo wyremontowane schronisko gorskie. Podobnie bylo tez w Cayambe. Rzad stara sie spopularyzowac trekingi i wspinaczke i inwestuje w infrastrukture.

Tu tez wybralismy sie na krotki spacer po okolicy i udalo nam sie zobaczyc Wikunie, krewna lamy.

Slodka wikunia.
  (c)Kataleja

Rytulal wieczorny sie powtorzyl. Kolacja, gorolazki ida spac, by tym razem wstac kolo 22 i zjesc "sniadanie". Ja w tym czasie czytalam sobie w najlepsze, a po pospiesznym "sniadaniu" i pomachaniu na odchodne poszlam spac. Rano wstalam na moje sniadanie i zastanawialam sie jak tu sobie czas umilic, gdy nagle ktos zauwazyl pierwszych powracajacych gorolazikow. Okazalo sie, ze pomimo dobrej pogody, gora byla bardzo ciezka do zdobycia. Byl tzw. blue ice i jak sie pozniej okazalo chyba poza jedna kobieta i jej przewodnikiem, nikomu nie udalo sie wejsc na szczyt.

Moge sobie wyobrazic, majac w pamieci moja probe wejscia na Corazon,  jak moja polowka byla rozczarowana. Za pierwszym razem za duzo sniegu i grozba lawin, a za drugim za malo i blue ice.  Ale chyba tak to jest, ze czasem warto zawrocic, niz za wszelka cene dazyc do zdobycia szczytu. Zawsze warto zadac sobie pytanie, czy cel jest warty takich poswiecen.

Swoja droga bylo smutne to co powiedzial nam przewodnik. Wraz ze zmiana klimatu, zmieniaja sie gory, topia sie lodowce i jego teoria mowi, ze niebawem nie bedzie "latwych" gor do wschodzenia w Ekwadorze. Jeszcze jako takie warunki beda w Peru.

Chimborazo.
  (c)Kataleja

Mielismy zarezerwowany dodatkowy dzien w razie zlej pogody, ale ze proba podejcia byla w pierwszym dniu to zdecydowalismy sie na wczesniejszy powrot do Quito.

A wtedy juz tylko dzien dzielil mnie do spelnienia jednego z moich marzen: Wyjazdu na Galapagos. W poprzednim poscie wspominalam o Cotopoaxi i o jego udziale w spelnieniu mojego marzenia. Teraz moge rozwiac tajemnice. Poczatkowo chcilismy wejsc na Cotopaxi, ale wybuch wulkanu w sierpniu ubieglego roku po latach uspienia, sprawil, ze musilelismy o nim zapomniec. Zastanawialismy sie co robic w zamian i wtedy stwierdzilismy, ze tak blisko wysp jak w Ekwadorze to juz nie bedziemy nigdy i zdecydowalimy sie pojechac do raju. Ale to opowiesc na kolejny i chyba juz ostatni wpis z serii "Kataleja w drodze.... w Ekwadorze".

Chimborazo. W drodze ze szczytu.
  (c)Kataleja

Jestem ciekawa czy na ostatnim zdjeciu uda Wam sie dostrzec gorolazikow ;-) Gdy ma sie punkt odniesienia, wtedy jakos latwiej sobie wyobrazic jak potezne sa gory.

2 komentarze:

  1. Niesamowita przygoda! straszliwie ci zazdroszczę, Peru jest na drugim miejscu (zaraz po Azji) miejsc, które chciałabym odwiedzić. Niesamowite zdjecia! Naprawde, spokojnie możesz ich wrzucać więcej, bo ja bede je oglądać w kazdej ilości, piksel po pikselu :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byl rzeczywiscie cudowny wyjazd dla mnie. Z czasem, im jestem bardziej starsza, coraz bardziej doceniam to, ze moge byc w tego typu miejscach. Przezywam to bardziej swiadomie.

      A co do fotek to nie wiem ha, ha.... Ostatnio tata mnie poprosil mnie o fotki z wyjazdu. Po przeslrtowaniu wyszlo mi tego jakies 9 giga ha, ha...

      Peru tez mi chodzi po glowie. Bylam raz, ale tylko w Cusco i na Machu Picchu. Zwlaszcza ostatnie miejsce bylo dla mnie niemalze mistyczne. Warto udajac sie tam przespac sie w nizej polozonej wiosce i z samego rana pierwszym autobusem wybrac sie na gore. Wtedy masz okazje zobaczyc wschod slonca i w miare poczuc sie samotnie w pozytywnym tego slowa znaczeniu. Potem z kazda godzina masz coraz wiecej turystow.

      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń